poniedziałek, 31 października 2016

20. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie

Od jakiegoś czasu książkowa część Internetu huczała o 20. Międzynarodowych Targach Książki w Krakowie. Trwały one od czwartku - 27 października do niedzieli - 30 października. Miałam okazję uczestniczyć w nich tylko w sobotę, czyli w dzień, który był przepełniony spotkaniami autorskimi, za czym idzie też dosłowne przepełnienie hali ludźmi. Ale jako że nie były to moje pierwsze Targi Książki i nie pierwszy raz trafiłam na dzień pełen atrakcji, więc można powiedzieć, że mam pewne porównanie. Jeżeli zastanawiasz się, gdzie wybrać się na taką imprezę - czy do Krakowa, czy do Warszawy (bo tylko te dwa wydarzenia mogę porównywać) i czy w ogóle warto, zapraszam do dalszej części wpisu.


Generalnie odkąd pojawiłam się pod Halą Expo, w której odbywały się Targi, już miałam na co narzekać. Kolejka była niemiłosiernie długa, ciągnęła się przez parking, wzdłuż pasu ruchu. Oczywiście były osoby pilnujące bezpieczeństwa uczestników, a kolejka, ku mojemu zaskoczeniu, skracała się nawet sprawnie. Warto wspomnieć, że osoby, które zakupiły ekobilet, nie musiały w niej stać. Tak samo wyglądała sprawa z blogerami - dla obu wspomnianych grup kolejka było stworzone inne wejście, do którego kolejka była zdecydowanie krótsza.
W Warszawie kolejki również straszą, jednak tylko te do kas. Osoby, które zakupiły bilety wcześniej, mogą od razu kierować się do wejścia na Stadion Narodowy. Na Warszawskich Targach byłam dwukrotnie i szczerze mówiąc, nie zapadło mi w pamięci długie oczekiwanie na wstęp, więc prawdopodobnie uczestnicy byli sprawnie wpuszczani na teren imprezy, bądź po prostu wchodziłam w czasie, gdy nie było zbyt wielu osób.

Problem następny - szatnie. Przed samymi Targami naoglądałam się relacji z poprzednich edycji, na których widziałam, że uczestnicy chodzą bez kurtek. Na miejscu pozostawienie gdzieś odzienia okazało się jednak problemem, ponieważ w dwóch boksach przeznaczonych na szatnie dosyć szybko zabrakło miejsca. Wytrwałe osoby stały w kolejce czekając na to, aż ktoś odbierze swoje rzeczy tym samym zwalniając wieszak, jednak nikt nie mógł mieć pewności, że ten moment nadejdzie szybko. Ja po 10 minutach odpuściłam, chodziłam z kurtką.
Zważywszy na to, że Warszawskie Targi odbywają się w maju - problem braku miejsca w szatni nie istnieje, ponieważ praktycznie nie ma w nich czego zostawiać.
W o wiele bardziej komfortowej sytuacji pod względem pozostawiania gdzieś czegokolwiek były osoby, które przyjechały pod Halę Expo samochodem, jednak.. musiały liczyć się ze staniem w korku na parking. Jednak to samo dzieję się pod Narodowym - taki jest urok każdych imprez masowych.

Jeżeli chodzi o miejsce organizacji Targów, również punkt zdobywa Warszawa. Hala Expo jest budynkiem dużym, jednak zamkniętym. Po spędzeniu w nim kilku godzin, odczuwałam trochę zmęczenie byciem w ciągłym tłoku, a towarzysząca duchota również nie podnosiła poczucia komfortu. Odetchnąć można było na korytarzu, siadając pod ścianą - jeżeli znalazło się miejsce wśród innych odpoczywających osób.
W Warszawie jest możliwość wyjścia na trybuny, które znajdują się na powietrzu. Co więcej, krzesełek jest tyle, że miejsce przycupnięcia można swobodnie wybierać.

Skoro już jesteśmy przy temacie miejsca, a raczej wolnej przestrzeni.. Wydaje mi się, że "ścieżki", którymi uczestnicy musieli się przemieszczać były zdecydowanie za wąskie. Momentami przejście alejką o ruchu dwukierunkowym było straszne, a gdy jeszcze stała w niej kolejka do jakiegoś autora, to przemieszczenie się było po prostu niemożliwe.
W Warszawie też bywają problemy z przejściem, jednak podkreślam, że jedynie bywają. A na pewno możliwe jest przedostanie się przez tłum oczekujący na spotkanie z pisarzem. Może to kwestia tego, że miejsce imprezy umożliwia uczestnikom inteligentne ustawienie się w kolejce wzdłuż alejki, a nie oczekiwanie na podpis dosłownie na ich skrzyżowaniach.

Jednak żeby nie było, że Targi Książki w Krakowie miały same minusy. Odnoszę wrażenie, że nie dało się nie kupić książki w promocyjnej cenie. Za żadną z kupionych przeze mnie pozycji nie zapłaciłam cen okładkowej. Inaczej miała się sprawa w Warszawie, ale wynikało to z mojego gapiostwa i kupienia konkretnego tytułu "mimo wszystko". W każdym razie, w Krakowie by mi się to nie udało, bo na pewno dałabym mniej. Nie mogłabym nie wspomnieć o możliwość zakupu książek przedpremierowo! I to również w cenach promocyjnych :)
W Krakowie wydawnictwa były też o wiele bardziej hojne niż w Warszawie. Z Krakowa wróciłam o wiele bardziej obłowiona w zakładki, widziałam też dużo więcej osób chodzących z torbami promującymi konkretnych wydawców. Albo - ponownie, w Warszawie nie potrafiłam takich gadżetów szukać.

A sama atmosfera? Cudna, przyjazna. Do Krakowa pojechałam sama, a i tak stojąc w kolejkach miałam z kim rozmawiać, spędzić miło czas oczekiwania (w tym miejscu serdecznie pozdrawiam Klaudię z bloga Porozmawiajmy o książkach :) ). Jeżeli boisz się jechać na jakiekolwiek Targi Książki, bo nie masz z kim, to naprawdę nie ma powodu do obaw!

Oczywiście wszystkie wspomniane niedogodności wynagrodziły mi spotkania z autorami, więc ostatecznie z 20. Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie wyszłam zadowolona. Jednak czy naprawdę chodzi o osiąganie zadowolenia dopiero po zasmakowaniu wisienek na torcie?

2 komentarze:

  1. o zdecydowanie za wąskie były te "uliczki". W Warszawie nie miałam okazji jeszcze być.

    OdpowiedzUsuń
  2. O tak, oczekiwanie na Remigiusza Mroza upłynęło w bardzo miłej atmosferze. :D

    OdpowiedzUsuń