piątek, 22 lipca 2016

#10 Nie boję się ciemności - Katarzyna Frąckowiak [pogadanka]


Tytuł: Nie boję się ciemności
Autor: Katarzyna Frąckowiak
Gatunek: autobiografia
Wydawnictwo: Sophisti








To będzie chaotyczny wpis, ale historii Katarzyny Frąckowiak nie da się opisać krótko, zwięźle i na temat. A jest to osoba, którą zdecydowanie warto poznać, więc jeżeli jeszcze nie byliście na jej blogu lub instagramie, to koniecznie musicie to nadrobić!

Czytając „Nie boję się ciemności" czułam się, jakbym przysłuchiwała się rozmowie (a raczej monologom), wspominkom dwóch osób: autorki oraz jej siostry - Oli. Rozmowa ta dotyczyła wielu tematów - od relacji z rówieśnikami, przez chorobę autorki, po pasje i realizację marzeń. Napisałam "monologom", ponieważ rozdziały dotyczące dwóch kobiet pisane były z ich perspektyw, przez co wzajemnie się uzupełniały, tworząc jednocześnie ciepłą, rodzinną atmosferę.W tych fragmentach zdecydowanie można dostrzec bardzo mocną więź między siostrami.

„Nie boję się ciemności" jest dla mnie niesamowitą opowieścią o realizacji siebie i swoich marzeń, o tym, że spełnienie ich zależy tylko od nas, naszej determinacji, bo wszystko jest w zasięgu ręki. Dlaczego właśnie to było niesamowite? Ponieważ autorka „Nie boję się ciemności" jest nieuleczalnie chora, co czasem znacznie uniemożliwiało jej swobodne funkcjonowanie, a jednak z każdą stroną książki (a zwłaszcza w ostatnich rozdziałach) trudności te stały się niemalże niedostrzegalne, wręcz nieistotne.

Autorka porusza i tematy ciężkie, i lekkie. Te poważniejsze dotyczą choroby, która przecież dosyć mocno ją ograniczała. Pisze wprost, że nie było łatwo i kolorowo. Podczas czytania opisów tych smutnych przeżyć, towarzyszył mi - paradoksalnie - spokój. Czułam, że Kasia potrafiła przyjąć to, co daje jej los i czekać na następną szansę, którą przecież miała dostać. W moim odczuciu, w książce przeważają jednak emocje pozytywne. Czytając o tym, jak wiele autorka zdołała osiągnąć, nie odczuwam wobec niej współczucia, a podziw i naprawdę duży szacunek. Cieszyłam się z każdej jej znajomości, z każdego koncertu, z każdego wyjazdu.

„Nie boję się ciemności" pokazuje, że nie można bać się próbować realizacji swoich marzeń, nawet w trudnych sytuacjach. Daje nadzieję i motywację, bo wszystko jest w naszym zasięgu i wszystko jest możliwe. Właśnie z takimi odczuciami zakończyłam lekturę tej książki.

Ponownie zdecydowanie bardzo mocno polecam odwiedzić blog i instagram autorki. To naprawdę niesamowite miejsca.

sobota, 9 lipca 2016

#9 Niepotrzebna jak róża - Arnhild Lauveng [recenzja]


Tytuł: Niepotrzebna jak róża
Autor: Arnhild Lauveng
Gatunek: autobiografia
Wydawnictwo: Smak Słowa














"Niepotrzebna jak róża" - Arnhild Lauveng. Jest to autobiografia, jednak dosyć nieprzeciętna. Wszystko przez to, że jej autorka jest wyleczoną schizofreniczką, a ponad to obecnie pełni zawód psychologa klinicznego. Książka jest zbiorem kilku wspomnień z okresu choroby, jednak nie są one opisem "faz" przeżywanych przez autorkę. Kobieta opisuje sytuacje, które spotykały ją w zakładach psychiatrycznych, sposób w jaki była traktowana przez personel. Przedstawia to jednocześnie z perspektywy osoby chorej - świadoma swoich wcześniejszych dziwactw, ale też tłumaczy (a nie wypomina, co jest bardzo ważne) błędy specjalistów, którzy mieli jej pomóc. Pomimo zawodu autorki i tematyki książki, pozycja ta nie jest napisana językiem specjalistycznym.
Nie jest to lekka lektura, jednak przez to, że wydarzenia nie są ze sobą połączone niczym, poza faktem choroby, a nawet nie są przedstawione chronologicznie, nie trzeba jej czytać "na raz". Myślę, że jednak warto to zrobić, żeby mieć spójne spojrzenie na to, jak trudno jest schizofrenikom żyć, nawet w otoczeniu specjalistów, którzy powinni znać się na rzeczy i wiedzieć, jak takim ludziom pomóc ułatwić codzienne funkcjonowanie.
Książka zdecydowanie jest warta polecenia, nie tylko osobom powiązanym w jakiś sposób czy to z ludźmi chorymi na schizofrenię, czy ze środowiskiem szpitala klinicznego. Warto wyrobić sobie własną opinię na temat tej choroby, chociażby przez taki kontakt z osobą na nią cierpiącą.

wtorek, 5 lipca 2016

#8 Ania z Zielonego Wzgórza - Lucy Maud Montgomery [pogadanka]


Tytuł: Ania z Zielonego Wzgórza
Autor: Lucy Maud Montgomery
Seria: Ania z Zielonego Wzgórza
Gatunek: powieść/literatura dziecięca













 
Przy okazji wpisu Poczuj lato Book tag napisałam, że książką, do której musiałam dorosnąć (bądź w tamtym przypadku - muszę dorosnąć) jest „Roland" Stephena Kinga. Gdybym przed robieniem tagu przeczytała „Anię z Zielonego Wzgórza", zdecydowanie zajęłaby ona miejsce książki Kinga.

Myślę, że fabuła jest znana, więc będzie krótko:
Na farmie Maryli i Mateusza Cuthbertów - rodzeństwa w wieku dojrzałym, bliżej nieokreślonym, niespodziewanie pojawia się Ania Shirley. Dlaczego niespodziewanie? Ponieważ rodzeństwo decyduje się na adopcję chłopca, który byłby dla nich wsparciem i pomocą w zajmowaniu się dobytkiem, a zamiast niego w ich życiu pojawia się właśnie rudowłosa dziewczynka.

„Anię z Zielonego Wzgórza" czytałam już w podstawówce, jako lekturę obowiązkową. Gdy byłam dzieckiem chętnie sięgałam po książki, jednak do tej odczuwałam niechęć. Irytowała mnie postać Ani, która praktycznie cały czas żyła w swoim wyobrażonym świecie. Nie mówię, że sama stąpałam wtedy twardo po ziemi, nie widząc niczego poza rzeczywistością. Zdecydowanie tak nie było, jednak fantazja Ani była dla mnie zbyt naiwna, może zbyt prosta. No bo jak to tak zachwycać się drzewami rosnącymi wokół alei czy głębią stawu?
Teraz zupełnie inaczej patrzę na wyobraźnię głównej bohaterki. Być może dlatego, że sama rzadko miewam dni, w ciągu których nie zachwyciłabym się chociażby pięknem nieba. Chociaż patrząc na nie, nie wyobrażam sobie siebie latającej niczym ptak lub widoku nieba z najwyższego punktu w mieście (a myślę, że Ania miałaby ku temu skłonność ;), to o wiele bardziej doceniam szukanie piękna w codzienności, w przyrodzie. Dlatego uważam, że do tej pozycji musiałam dojrzeć. Musiałam dorosnąć do zrozumienia zachwytu Ani nad codziennością i właśnie ten zachwyt, i docenianie codzienności natury urzekły mnie podczas czytania tej książki.

Podczas lektury ujął mnie także sposób, w jaki zostało pokazane dojrzewanie bohaterki, trwajace przez całą powieść (a pewnie nawet przez kolejne części, których jeszcze nie czytałam). Czytelnik doskonale wie, czym spowodowane są te zmiany, ponieważ wyraźnie wynikają one z sytuacji przedstawionych wcześniej powieści - czy to z własnych doświadczeń dziewczynki, o których opowiada, czy też są efektem rozmów z innymi postaciami, które dzielą się z bohaterką swoimi spostrzeżeniami. Bardzo podoba mi się ten motyw, ponieważ pokazuje, jaki wpływ mają na Anię sytuacje codzienne - co spokojnie można przełożyć także na doświadczenia każdego z nas.

Sięgnęłam po tę pozycję, bo na mojej półce stoi cała seria o Ani, więc połączyłam ten fakt z bookathonowym zadaniem "Początek serii". Szczerze mówiąc, jestem bardzo zaskoczona wrażeniem, jakie wywarła na mnie ta książka. Nie spodziewałam się, że „Ania z Zielonego Wzgórza" spodoba mi się na tyle, żeby chcieć poznać jej dalsze losy z ciekawości, a nie zobowiązania które odczuwałam patrząc na łypiący na mnie z półki cykl.