wtorek, 2 sierpnia 2016

#11 Dygot - Jakub Małecki



Tytuł: Dygot
Autor: Jakub Małecki
Gatunek: ...nieokreślony
Wydawnictwo: Sine Qua Non








Nie chcę pisać dużo o fabule, ponieważ uważam, że w przypadku tej powieści, lepiej jest wiedzieć mniej i samodzielnie odkrywać, co znajduje się na kolejnych jej stronach. Za tym idzie też omijanie opisu znajdującego się na jej okładce, ponieważ w moim odczuciu, jest on spoilerem. Uważam, że jedyne, co czytelnik powinien wiedzieć o treści „Dygotu" przed przeczytaniem go, to to, że będzie mieć do czynienia z dwoma rodzinami - Janem i Ireną Łabędowicz oraz Bronkiem i Helą Gelda, które mają ze sobą jeden wspólny element - ich dzieci zostają w pewien celowy, "magiczny" sposób naznaczone.

„Dygotu" nie da się zakwalifikować do jednego gatunku - zalicza się od od realizmu magicznego, przez kryminał, gdzieś pojawia się wątek miłosny, a kończymy na obyczajówce. No, może niekoniecznie w takiej kolejności. Jest to pozycja, którą w pewnym stopniu można porównać do „Krainy Chichów" Jonathana Carrolla, czyli po której trzeba spodziewać się wszystkiego. 

Akcja dzieje się przez 60 lat, przez co obejmuje też kilka pokoleń (dokładnie pojawią się postaci z trzech). Chociaż losy bohaterów nie są bardzo szczegółowo opisywane, a historia ich bardziej przypomina streszczenie zawierające najważniejsze wątki, to czytelnik nie cierpi na niedomiar informacji - przynajmniej ja nie odczuwałam potrzeby posiadania obszerniejszej wiedzy niż ta, która została mi podana. 

Po kilku pierwszych rozdziałach, przestraszyłam się zabiegu mieszania perspektyw - są w nich naprzemiennie opisane losy dwóch rodzin. [Obawiałam się go, ponieważ z tego samego powodu od stycznia "czytam" „Światło, którego nie widać". Tu dygresja: kto czytał „Światło, którego nie widać", ten wie, że tam rozdziały są bardzo krótkie, opisują zazwyczaj dosłownie chwilę, po czym przenoszą się w rzeczywistość innego bohatera.] W „Dygocie" rozdziały są o wiele dłuższe, traktują o nieco dłuższym okresie akcji, więc czytelnik ma szansę wkręcić się w fabułę, poprzeżywać kilka wydarzeń, po czym gdy już czuje, że zdobył sporo informacji, leci do następnego rozdziału, aby przekonać się, co słychać u drugiej rodziny.

„Dygot" zdecydowanie nie jest pozycją przereklamowaną. Jakub Małecki miał oryginalny pomysł, który przedstawił w bardzo dobry sposób. Zgodzę się jednak z krążącymi opiniami, że fabuła tej książki byłaby dobrym materiałem na dwa tomy. Powodem tego jest zbyt długie oczekiwanie na rozwiązanie tajemnicy, która pojawia się mniej więcej w połowie powieści, a na którą odpowiedź nie jest jakoś wybitnie trudna. Taki zabieg "przetrzymania" czytelnika w tym przypadku był jednak sposobem na połączenie wątków pokoleniowych, ponieważ w zagadkę zaangażowany jest wnuk bohaterów, z którymi mamy styczność na samym początku historii. Wydaje mi się, że w inny sposób autor nie dałby rady "ujednolicić" fabuły - chyba że rzeczywiście zdecydowałby się na zrobienie z „Dygotu" serii, zajmując się na przykład jednym pokoleniem na tom. 


Jakie są Wasze odczucia po lekturze „Dygotu"?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz