Tytuł: Syreny
Autor: Joseph Knox
Gatunek: kryminał
Wydawnictwo: Otwarte
Kilkunastoletnia córka
posła dołącza do grona Syren, czyli kobiet pracujących ciałem,
ale także sprzedających popularną w światku mafii „ósemkę”
(szerzej znanej jako „heroina”) dla największego dilera
narkotyków w okolicy. Do Aidana Waitsa, policjanta z nadszarpniętą
przeszłością, zgłasza się sam ojciec dziewczyny, prosząc, o
odnalezienie jej. Nie da się ukryć, że dawne przewinienia
detektywa pozwalają mu wejść głębiej w zdeprawowany świat i
poznać także sprawy, które będą mieć istotny wpływ nie tylko
na niego, ale też na bliskie mu osoby.
Sięgając po „Syreny”
spodziewałam się kolejnego kryminału, w którym ktoś
umiera/znika, a dobrzy policjanci po mniejszych bądź większych
zawirowaniach odnajdują tę osobę. Poniekąd tak jest, jednak nie
podejrzewałam, że wpakuję się w świat, gdzie nawet detektyw
zaangażowany w sprawę, ma nieciekawą przeszłość (co tak
naprawdę w pewnym stopniu działa na jego korzyść w środowisku
Syren). W tej książce nie ma nic dobrego. Czytelnik jest rzucony w
zdeprawowany świat pubów zarządzanych przez najbardziej wpływowego
dilera narkotyków. O ile na początku lektury może być to rażące,
spokojnie – po kilku stronach akceptacja norm panujących w
nielegalnym światku sama przychodzi i staje się czymś naturalnym.
Ciekawy jest fakt, iż
Joseph Knox osadził akcję w mieście, w którym się wychowywał.
Autor doświadczył pracy w barze, więc kto wie, czy opisane
sytuacje nie zostały podparte obserwacjami z tego czasu? Zachęcające
jest też obcowanie autora z książkami kryminalnymi, ponieważ jest
on związany z branżą księgarską. Widać, że Knox jest
pasjonatem literatury tego gatunku, ponieważ wie, co należy dać
czytelnikowi i jak budować napięcie, aby od książki nie można
było się oderwać.
Niestety, pomimo
świadomości zachcianek czytelnika, w pewnym momencie coś zaczęło
iść nie tak. Odniosłam wrażenie, że autor miał dużo pomysłów
na akcje (co jest zdecydowanym pozytywem), ale brakowało mu czasu (a
raczej „stron”) na opisanie jej, kosztem budowania napięcia z
pierwszej połowy książki. Nie chcę przez to powiedzieć, że
nagle treść zostaje spłycona, ale nie w moim odczuciu nie została
zachowana proporcja w dawkowaniu czytelnikowi emocji – o ile na
początku dzieje się dużo i książkę rzeczywiście się
pochłania, tak w pewnym momencie poczułam się nieco przytłoczona
wydarzeniami. Wiem, że przez to nie wszystko z fabuły „przeżyłam”,
czego bardzo żałuję.
Wady tłumaczę sobie
faktem, iż „Syreny” są debiutem Knoxa i jeżeli spojrzeć na tę
powieść przez ten pryzmat, to jest to naprawdę odważny i
oryginalny pomysł na swoją pierwszą publikację na rynku
wydawniczym. Sama nie spotkałam się jeszcze z literaturą z gatunku
urban noir i gdy pojawi się kolejna książka tego autora (a jestem
pewna, że będzie to miało miejsce), to na pewno po nią sięgnę –
trochę dla przeczytania kryminału z życia niecodziennego, a jednak
toczącego się w „naszym świecie”, a trochę dla sprawdzenia,
jak Knox opracował swoje mnóstwo pomysłów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz