środa, 30 października 2019

#63 Jedyne takie miejsce - Klaudia Bianek

Kibicowałam Klaudii, gdy dowiedziałam się, że bierze udział w konkursie We Need Ya, cieszyłam się jej zwycięstwem! Ostatecznie oczywiście czekałam na wydanie jej powieści, choć książek z gatunku young adult za często nie czytam...

Lena jest osiemnastolatką mieszkającą z babcią w środku lasu. W rodzinie, dziewczyna poza byciem wnuczką, jest też samotną matką dwuletniego Marcela. Tożsamość ojca chłopca jest niekoniecznie słodką tajemnicą Leny, której dziewczyna nie chce wyjawić nawet najbliższym.
W Lasach Groszkowickich mieszka także pan Tadek - staruszek będący nie tylko wsparciem dla pań, ale też jedynym męskim wzorem dla Marcela. Do czasu, aż w odwiedziny do mężczyzny przyjeżdża jego wnuk - dwudziestoletni Alan.
Lena i Alan znają się z dzieciństwa. Co roku, gdy chłopiec przyjeżdżał do dziadka, spędzali ze sobą wakacyjne dni. Jednak były lata, kiedy Alan nie pojawiał się w Lasach Groszkowickich. To w tym czasie życie Leny zmieniło się diametralnie. Pomimo znaczących wydarzeń, które miały miejsce, młodzi próbują na nowo odzyskać łączącą ich relację...

Nie da się ukryć, że od początku domyślamy się, jak skończą Lena i Alan, ale oczywiście nie wiemy, w jaki sposób do tego dojdzie.Kolejną niewiadomą jest ojciec Marcela o nieznanej tożsamości. W momencie, gdy w fabule poznajemy odpowiedź na pytanie "kim on jest?" mam wrażenie, że działy się ważniejsze wydarzenia. Przyjęłam postać, którą w tej roli obsadziła autorka, pomyślałam "ok", ale w tym momencie coś innego przykuło moją uwagę. Być może odezwał się mój wewnętrzny psycholog, ale najbardziej ciekawiła mnie właśnie to, co działo się w "niby oczywistej" relacja Leny i Alana. Nie było w niej nic niezwykłego i właśnie to mnie ujęło. Dobrze czytało mi się o ich losach, choć żadne z nich nie było moją ulubioną postacią. Największą sympatią obdarzyłam.. panią Teresę - babcię Leny, barwną, wesołą staruszkę. Żałuję, że ona i jej żartobliwe złote rady nie pojawiały się częściej w fabule. Mam nadzieję, że w następnych częściach serii o Lenie i Alanie będzie więcej pani Teresy! 

Jak już wspomniałam nie czytam dużo książek z gatunku young adult, więc najpewniej moje obawy są stereotypowe... W młodzieżówkach boję się, że język nie będzie "użytkowy", realny, adekwatny do przedstawianych wydarzeń. W "Jedynym takim miejscu" na szczęście tak nie jest. Choć książka opływa w spokój wioski i rodzinną atmosferę, to słownictwo nie było ugrzecznione. Autorka potrafiła rzucić mocniejszym słowem dla wzmocnienia sytuacji, ale robiła to w dobrym tonie.

Czytając dłuższe fragmenty "Jedynego takiego miejsca" zauważyłam powtarzanie niektórych informacji. Klaudia Bianek przypominała o faktach, które już wydarzyły się w powieści. O ile przy kolejnych częściach byłoby mile widziane zwrócenie uwagi na istotne fakty z poprzednich tomów (oczywiście ze świadomością spoilerowania ich czytelnikowi nieznającemu wcześniejszych książek), tak w przypadku jednego tomu było to nieco irytujące. 

A co do końcówki historii.. Im mniej stron, tym więcej emocji wynikających z treści. Pod koniec książki działo się najwięcej. Odczułam, że fabuła albo toczy się spokojnie, albo nagle dzieje się w niej wszystko - i dobre, i złe. Ale, hej! Czy w życiu też tak czasem nie jest?   

Tym, co wybitnie wyszło Klaudii, jest wykreowanie kilkuosobowej, ciepłej społeczności zamieszkałej w Laskach Groszkowickich. Autorka pokazała, jak ważne są relacje między ludźmi oraz udzielanie sobie wsparcia. Podoba mi się podkreślanie, że rodziną mogą być nie tylko ludzie, z którymi łączą nas więzy krwi, ale też relacje nawiązane w ciągu życia. Jeżeli miałabym w jednym zdaniu zawszeć przesłanie tej książki, to brzmiałoby ono "najważniejsze to być dobrym dla siebie nawzajem".

Zaspokoiłam swoją ciekawość, przeczytałam "Jedyne takie miejsce". Klaudii gratuluję dobrego debiutu i życzę powodzenia przy następnych książkach. Jestem pewna, że także przez kolejne historie będzie przesyłać dobro!

wtorek, 15 października 2019

#62 Wina - Piotr Wójcik




W dzisiejszych czasach, gdy na człowieka czyha mnóstwo pokus, 
gdy majątek i wpływy są oznakami prestiżu, gdy to, ile masz pieniędzy, 
kogo znasz i co możesz załatwić, oznacza też, 
jak dużym szacunkiem darzą cię ludzie, 
bardzo łatwo wpaść w fałszywe koleiny i stracić z oczu wartości i ideały.”

W jednej z katowickich parafii zamordowano księdza. Proboszcz Antoni Nosol znany z głoszenia radykalnych poglądów z ambony i w internecie, został odnaleziony w jednym z konfesjonałów z poderżniętym gardłem. Całe szczęście świadkowie dość szybko typują mordercę. Sprawa zostaje przydzielona komisarzowi Pawłowi Góralczykowi, który obecnie nie jest w najlepszej formie życiowej. Mężczyzna musi odnaleźć zabójcę sławnego duchownego, ale też uporać się z własną trudną przeszłością. 

Wydaje się, że głównym bohaterem „Winy” jest właśnie komisarz Paweł Góralczyk, ale jest on tylko jedną z postaci, dzięki którym przeżywamy akcję. W każdym rozdziale fabułę poznajemy na przemian z kilku perspektyw – między innymi osób zaangażowanych w śledztwo, jak i podejrzanych bohaterów. Podobały mi się zwłaszcza części ze strony Dawida Kwieka – mężczyzny osądzonego o morderstwo proboszcza Nosola. Wiemy, gdzie się ukrywa, ale poznajemy też jego motywacje i przemyślenia w tej niełatwej sytuacji.

Autor przedstawia nam charakterystykę bohaterów poprzez wydarzenia i rozmowy, a nie suche opisy. W „Winie” ma to złą i dobrą stronę, ponieważ momentami poznawanie postaci odbywało się w nienaturalnych sytuacjach. Na przykład o tym, że Paweł Góralczyk będzie prowadzić sprawę zmarłego proboszcza Nosola dowiadujemy się, gdy ten odbiera telefon… w czasie własnej wizyty lekarskiej. W „Winie” takich kwiatków jest kilka, ale przymknęłam na nie oko tłumacząc je prawem do błędów debiutującego autora. W tej sytuacji zaletą jest fakt, że pisarz nie wyłożył przed czytelnikiem kilkuakapitowej charakterystyki danej postaci, nawet jeżeli sytuacje, w których ich poznajemy, niekoniecznie miałyby miejsce w rzeczywistości
 
Autor w „Winie” nie atakuje kościoła katolickiego, ale zwraca uwagę na jego wewnętrzne słabości. Na okładce w notce o autorze Piotra Wójcika nazwano „lewicowym katolikiem”, co też wpłynęło na mój odbiór fabuły. Choć przez treść książki pisarza nazwałabym „katolikiem myślącym”, ponieważ porusz problemy etyczne, których rozwiązanie nie zawsze jest czarne lub białe. Cieszę się, że tego typu trudnościami zajęła się osoba nieszukająca sensacji poprzez skupianie się w książce na skandalach kościelnych, ale choć na okładce zadeklarowana jako katolik. 
 
Zdecydowaną zaletą „Winy” jest też wycieczka po Katowicach, którą gwarantuje nam autor! Zazdroszczę osobom, które mieszkają w tym mieście lub po prostu je znają, ponieważ dzięki częstym umiejscowieniom akcji na konkretnych katowickich ulicach, będą mieć dodatkową przyjemność z lektury… jeżeli można tak powiedzieć o wyobrażaniu sobie nie zawsze przyjemnych wydarzeń w znajomych miejscach. 
 
Zakończenie książki jest dobre, nie tylko w kontekście rozwiązania sprawy morderstwa proboszcza Nosola. Ostatnia scena z „Winy” wprowadza nas w wydarzenie, od którego może zacząć się następna część serii kryminalnej Metropolia. Generalnie „Wina” jest dobrym debiutem, wybaczam autorowi popełnione błędy początkującego i czekam na możliwość sprawdzenia, jak Piotr Wójcik rozwinie się w roli pisarza.


Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Dragon.